Pudełko z niespodzianką - recenzja Mouryou no Hako

"Osiągnięcie szczęścia jest całkiem proste. Wszystko, co musisz zrobić, to wyzbyć się swojej ludzkości" - Akihiko Chuuzenji

Pozwolę sobie zacząć dość nietypowo. Otóż bywają takie serie, które, absolutnie dosłownie, odbierają mi dech w piersiach. Włączam pierwszy odcinek, przypatruję się akcji dziejącej na ekranie, serce przyspiesza, usta rozszerzają w nieco głupawym grymasie, a oddech po prostu zatrzymuje. Nie będę ściemniać, Mouryou no Hako nie doprowadziło mnie do takiej ekstazy, przynajmniej nie w pierwszych sekundach. Cała przygoda zaczęła się zaledwie chwilę potem...

Kusumoto Yoriko to, cóż za gigantyczne zaskoczenie, dziewczyna absolutnie przeciętna, niewyróżniająca się z tłumu, można by rzec - szara myszka. Pewnego dnia, czystym przypadkiem wpada na księcia z bajki i tak oto... Ups, to nie ta historia. Yoriko poznaje bowiem piękną niewiastę, koleżankę z klasy, która zagaduje do naszej bohaterki. Idziemy w stronę shoujo-ai?! Nie, moi drodzy, znowu pudło! Dziewczęta szybko zaprzyjaźniają się, i choć nie ma w tej relacji nic niemoralnego, nie można też okrasić jej mianem "normalnej". Kanako Yuzuki, gdyż tak nazywa się nowa przyjaciółka protagonistki (będącą protagonistką tylko pozornie, ale o tym za chwilę), również pod to miano raczej się nie łapie, no chyba, że ktoś pod "normalność" podczepia nawyk do nocnych kąpieli w świetle księżyca czy zamiłowania do rozmów na temat reinkarnacji. Więź dziewczyn zaciśnia się z sekundy na sekundę i nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie pewne wydarzenie mające miejsce już pod koniec pierwszego epizodu. Zostajemy szybko wyprowadzeni z mylnego przekonania, iż mamy do czynienia z serią obyczajową, traktującą o przyjaźni dwóch licealistek. W istocie oglądamy kryminał, i to kryminał nie byle jaki - wciągający, poruszający, przeszywający, po prostu, wybitny!

O takich anime można napisać wszystko, i nic. Szczerze powiedziawszy, preferowałabym jak najbardziej pominąć kwestię fabularną, albowiem nie chciałabym odbierać potencjalnym widzom przyjemności z odkrywania zawiłości fabuły kawałek po kawałku - streszczę więc moje przemyślenia tak bardzo, jak to tylko możliwe. Twórcy umieją trzymać widza w napięciu, nie podając mu gotowych rozwiązań od razu na tacy, ni przesadnie ich upraszczając. Seria na pierwszy rzut oka jednowątkowa, zdołała przemycić kilka pobocznych, pozornie zupełnie nieistotnych dla fabuły momentów, które potem w widowiskowy sposób zostały wyjaśnione i powiązane z "istotnymi" wydarzeniami. Niezwykle satysfakcjonująco wyszły również finał i rozwiązanie skrupulatnie prowadzonej zagadki. To ten rodzaj anime, któremu trzeba dać szansę, w skupieniu "przemęczyć" nudniejsze momenty, po to, by następnie rozkoszować się zachwycającym rozwinięciem i jeszcze lepszym zakończeniem.

Z bohaterów dostaliśmy komplet przygotowany z iście mistrzowskim kunsztem. Jest to również grono bardzo rozbudowane, toteż nie lada wyzwaniem może okazać się spamiętanie każdej, pojedynczej postaci. Tak oto mamy, pomijając duet bohaterek o których wspomniałam w pierwszych zdaniach, mnicha od spraw Mouryou (zwanych również "goblinami"), Chuuzenji Akihito, charyzmatycznego detektywa, Reijiro Enokizu, wysłannika Tokijskiej policji, Kiba Shutaro, młodego reportera, Toriguchi Morihiko czy tajemniczego, wiecznie opanowego pisarza, Sekiguchi Tatsumiego. Każdy bez wyjątku dostał chwilę czasu antenowego, nikt nie jest chodzącą perfekcją, nic tu nie jest czarne lub białe. To właśnie realizm wyróżnia bohaterów z pośród tłumu podobnych, to dokładnie dlatego tak łatwo można wczuć się w historię i zrozumieć ich odczucia. Nie są to może postacie, które z łatwością da się polubić (za wyjątkiem boskiego Enokizu), aczkolwiek ciężko koło nich przejść obojętnie. Z wyżej wymienionych powodów, bezsprzecznie wystawiam bohaterom maksymalne noty.

Wypada również wspomnieć co nieco o stronie audiowizualnej. Projektami postaci zajęły się panie z CLAMPu, toteż, jak nietrudno zgadnąć, cieszą one oko szczegółowością i po prostu niezwykłą urodą. Jak zwykle w przypadku tej grupy, szczególnie atrakcyjnie wyszły postacie żeńskie, bardzo kobieco i realistycznie, bowiem nawet i bez monstrualnych piersi czy oczu na pół twarzy prezentują się iście przepięknie. Nie zapomniano o detalach, jak chociażby pojedynczych kosmykach włosów opadających na ramię, gdy postać się schyla, co robi na widzu, a przynajmniej tak było w moim wypadku, porażające wrażenie. Najbardziej zachwycająco wypada jednak stonowana kolorystyka. Emanują chłodne barwy, choć twórcy nie szczędzą nam cieplejszych elementów, co tylko dodaje efektowności poszczególnym scenom. Niezwykle udane okazało się eksperymentalne prowadzenie kamery - w jednym ujęciu często zmienia ono położenie, przez co dostajemy okazję do przyjrzenia się wszystkim elementom tła oraz łatwiejszego wczucia w akcję. Gdyby nie cokolwiek niepotrzebne i mocno nietrafione efekty 3D i tutaj nie zawahałabym się aby ocenić oprawę graficzną na pełną dziesiątkę. Abstrahując od grafiki, nie sposób nie wspomnieć o perfekcyjnie dobranej ścieżce dźwiękowej, dominującej w utwory fortepianowe i skrzypcowe. Pieczę nad czołówką objął zespół Nightmare, który zdecydowanie sprostał oczekiwaniom jego fanów, bowiem oba utwory wypadły fantastycznie.

Dochodząc do konkluzji mojego przydługiego wywodu, muszę przyznać, iż mnie Mouryou no Hako absolutnie zachwyciło i kupiło całe moje serce. Muszę niestety przestrzec wszystkich potencjalnych widzów - to nie jest seria dla każdego. Aby przebrnąć przez "nudniejsze" momenty potrzeba niezwykłej cierpliwości i dojrzałości, każdy odcinek wymaga pełnego skupienia, bowiem nietrudno pogubić się w wirze przeplatających się wydarzeń. Osoby spełniające te kryteria serdecznie zachęcam do seansu - satysfakcja murowana, obiecuję i gwarantuję zwrot pieniędzy w innym wypadku.

Grafika - 9/10
Muzyka - 8/10
Postacie - 10/10
Fabuła - 10/10
Całokształt - 9/10
Następny PostNowszy post Poprzedni postStarszy post Strona główna

1 komentarz:

  1. Dziękuję za nową notkę.
    Cieszę się, że Pani bloguje, Pani "Krulofo Hiyo". Życzę powodzenia w dalszej przygodzie :>

    Jak zawsze oddana,
    Kolcia

    OdpowiedzUsuń